A gdyby tak kupić kawałek ziemi; wyspę mniej więcej wielkości byłej PR, równą, gładką, nieskażoną ukierunkowaną inwencją twórczą ownera. Nie budować, nie tworzyć, nie wynajmować, nie zaśmiecać "orbami". Na środku niewielkiej prywatnej pustyni wbić tyczkę w wszystko mówiącym "Your World. Your Imagination" i... róbta co chceta. Taki mały perwersyjny SL w SL-u. Każdy robi co chce, kształtuje, buduje, zaśmieca, kreuje bez ograniczeń. Bez obaw że za chwilę usłyszy szczęk wirtualnej broni przy skroni i złowieszcze "przestań bo zostaniesz wyrzucony". Zero kontroli, właściciel anonimowy, bez układów, bez rządu, bez planów, bez grup. Mikroskopijny chaos z którego być może, po jakimś czasie wyłoni się coś niepowtarzalnego, wielkiego i niezmiennego. Samooczyszcające się miejsce, twórcza anarchia napędzana tym co na codzień tak skrupulatnie tępi się w każdym "cywilizowanym" simie.
Może wtedy pełnowartościowa spontaniczność wykroczy poza granice dwóch, bliskich sobie osób.
Może wtedy poczujemy się tak jak kiedyś gdy każdy spędzony na SL wieczór sprawiał, że człowiek zasypiał z mimowolnym uśmiechem na twarzy.
Każdy. Nawet ten który za to wszystko będzie płacił ;)